Pokój był przestronny. W jednym rogu stał wielki, ciemny, bogato rzeźbiony kominek, w którym tlił się mdły, czerwonawy płomień. Na prawie wszystkich ścianach znajdowały się regały z książkami sięgające aż do sufitu. Woluminy oprawione były w czarną skórę, a na ich grzbietach odbijały się dumnie posrebrzane napisy. Na środku pokoju stał stół, przy którym mogło się swobodnie rozsiąść piętnaście osób. W rogu, obok kominka stała wyświechtana, skórzana sofa i dwa fotele. Nad stołem wisiał ogromny, srebrny żyrandol, który był teraz wygaszony. Na podłodze obok stołu leżała postać. Ręce i nogi skrępowane miała masywnymi, żelaznymi łańcuchami.
Za stołem, na najwyższym, honorowym miejscu siedział Lord Voldemort, a miejsca obok niego zajmowali najbardziej uprzywilejowani śmierciożercy - Bellatrix, Rodzina Malfoyów, Dołohow, rodzeństwo Carrowów, Rosier, Rockwood i inni. Voldemort podniósł się z krzesła i majestatycznie skinął różczką w stronę postaci, która natychmiast uniosła się w powietrzu.
- Pewnie zastanawiacie się, po co was dzisiaj wezwałem - szepnął Czarny Pan - Tak się składa, że jest dzisiaj z nami panna Alexis Bourbon, znana także pod nazwiskiem Myrddin. Ma ona coś co mogłoby nam zaszkodzić - Voldemort obrócił się i zbliżył do siebie dziewczynę. - Powiedz mi Alexis, dlaczego jesteś taka cenna dla Dumbledore’a? Jesteś obok Pottera jego drugą, ulubioną zabawką?
Czarnowłosa łypnęła na Sami Wiecie Kogo, posyłając mu jedno ze swoich najbardziej cynicznych uśmiechów, pełnych pogardy.
- Crucio! - warknął,a płomień jego różczki uderzył prosto w jej pierś. Dziewczyna skrzywiła się, walcząc z bólem rozrywającym jej ciało.
- Nigdy nie poznasz mojej mocy… - szepnęła - Wolę umrzeć.
- Crucio! - wrzasnął Voldemort.
- Panie, zabijmy ją… - powiedziała Bellatrix - Martwa nie pomoże Potterowi.
- Nie pytałem Cię o zdanie Bello. Tak się składa, że martwa nie pomoże też nam. - rzekł zdenerwowany Czarny Pan - Dołohow, zabierz ją do lochów i torturuj, aż zacznie mówić. Lepiej mnie nie zawiedź.
Dołohow skinął głową i wyszedł, ciągnąc za sobą lewitujące ciało Alexis.
Po kilku minutach wszyscy zgromadzeni usłyszeli dobiegające z dołu, nieludzkie krzyki. Śmierciożerca jak nikt inny potrafił wedrzeć się do ludzkiego umysłu. Czarny Pan skrzywił swoje wargi, w coś, co w jego zamiarze miało być uśmiechem. Wiedział, że to nie potrwa długo…
***
Hermiona była oszołomiona. Od paru dni chodziła jak struta. Nie mogła skupić się na nauce, ani na innych obowiązkach. W jej głowie kotłowały się niezrozumiałe myśli, które krążyły wokół Alexis. Minęło już trzy dni, a pomimo intensywnych poszukiwań prowadzonych przez Zakon i Aurorów z Ministerstwa, nie przyniosły one żadnych rezultatów. Nie było nawet wiadomo, czy nie straciła już życia. Od czasu ostatniej wizji Harry nic już nie zobaczył, choć Hermiona wiedziała, że bardzo się starał. Czuła się podle, choć wiedziała, że nie mogła zrobić nic, by temu zapobiec. Jej jedyną winą było to, że Alexis uratowała jej życie, a Czarny Pan dowiedział się o jej istnieniu i prawdopodobnie przestraszył się jej mocy.
Dziewczyna udała się na spacer na Hogwarckie błonia. Usiadła przy dębie Alexis. Tym samym, przy którym spędziła z nią wieczór. Wydawała się wtedy bardziej „ludzka” niż zwykle; twardo stąpająca po ziemi, z głową w chmurach. Być może już wtedy wiedziała, co się stanie? Przewidziała to? I poddała się temu co miało ją czekać?
Sprawiała wrażenie, jakby nie chciała dopuszczać do siebie ludzi. Jakby obawiała się, że bliskość może spowodować cierpienie. Ale mimo tego, od początku wpuściła Hermionę trochę bliżej niż innych. Opowiedziała jej legendę o magicznych stworzeniach i wytłumaczyła tajemnicę jej ozdrowienia.
Zamknęła oczy i przez chwilę ujrzała w otaczającej ją ciemności, świdrujące ją na wskroś błękitne tęczówki.
- Alexis, musisz się trzymać… - szepnęła.
***
Dołohow splunął na podłogę. Dziewczyna się nie poddawała. Nie chciała ujawnić swojego sekretu, choć od trzech dni nieustanie ją torturował, wdzierając się do jej umysłu. Gdyby była normalną czarodziejką już dawno postradałaby zmysły, a jej ostatnia cząstka upadającego człowieczeństwa błagałaby o śmierć. Była twarda. Nawet tak okrutnemu śmierciożercy jakim był Dołohow wydawało się to imponować. Niestety przez swój upór i tak będzie musiała zginąć. Przez swoją głupią słabość…
Musiał zakomunikować Czarnemu Panu, że nie będzie mógł już nic zdziałać. Zostawił ją samą. Przecież nie mogła zbiec z twierdzy pilnowanej przez tabun śmierciożerców.
Alexis ledwie odgarnęła włosy z czoła. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał jej niewyobrażalny ból. Nie mogła zebrać myśli, a że od kilku dni nie ujrzała światła dziennego, jej oczy były opuchnięte, a obraz składał się na kilka plam odcieni szarości, migających to bliżej, to dalej. Wiedziała, że musi się pozbierać, bo dłużej już nie wytrzyma. Musi dać jakiś znak życia, bo inaczej umrze tutaj, na zimnej podłodze w ciemnych lochach…
Nie chciała, żeby tak wyglądał jej koniec. Mimo marności swojego życia, znała jego cenę. Musiała pożyć jeszcze trochę, aby spełnić swoje zadanie. Skupiła swoje myśli, wokół jedynej osoby, która mogła jej w tej chwili pomóc. Hermiona. Musi przekazać jej wiadomość…
Usłyszała kroki. Glizdogon zbliżał się do jej celi. Otworzył ją i zaprowadził Alexis na górę. Nie było tam nikogo, oprócz Czarnego Pana, siedzącego spokojnie na swoim ulubionym miejscu. Było cicho. Nagiri, paskudne obślizłe bydlę wiło się wokół stóp swojego właściciela.
- Jestem pełen podziwu panno Bourbon. Nie spodziewałem się, że zmarnujesz szansę, którą Ci dałem. A jednak… Okazałaś się głupia i umrzesz jak reszta głupich, nędznych ludzi… Ale najpierw odbiorę Ci całe człowieczeństwo. Będziesz mnie błagać o śmierć - powiedział i zaśmiał się złowieszczo.
- Niczego mi nie odbierzesz Tom. Bo nie mam dla kogo żyć. Zabrano mi już wszystko.
- JAK ŚMIESZ UŻYWAĆ MOJEGO IMIENIA - warknął Czarny Pan.
- Śmiem. I śmiem dużo więcej. Nie doceniasz ludzi takich jak ja, a to wielki błąd. Tym bardziej, że popełniasz go już drugi raz - wymamrotała Alexis, wyginając usta w grymasie bólu. - Nawet jeśli mnie zabijesz, na świecie są inni,tacy jak ja. My wiemy Tom. I to Cię zgubi.
- Żegnaj się z życiem, Ty nędzna… - warknął - AVADA KE…
W tym samym czasie…
- Profesorze! Profesorze Dumbledore! - krzyczała zdyszana Hermiona biegnąc za dyrektorem, którego zauważyła na dziedzińcu zamku.
- Tak panno Granger? - spytał zdumiony starzec.
- Profesorze, wiem, że to dziwnie brzmi, ale wiem gdzie jest Alexis. Jakimś cudem przekazała mi to w myślach. Sam Wiesz Kto chce ją zabić!
- Hermiono skup się. Gdzie ona jest? - spytał, patrząc jej uważnie w oczy.
- Malfoy Manor.
W jednej chwili dyrektor dematerializował się i zniknął jej z oczu. Oby tylko zdążył. A nie zostało mu zbyt dużo czasu…
Dziewczyna wróciła do zamku, a w drodze do Wielkiej Sali spotkała Harrego i Rona, którzy wracali ze swoich zajęć.
- Coś się stało? Jakaś blada jesteś. - zapytał Ron
- Alexis przekazała mi wiadomość. Nie wiem jak to możliwe, ale zamknęłam oczy i ją zobaczyłam. Powiedziała tylko… Malfoy Manor.
- CO? - Harry nie mógł uwierzyć.
- Sami Wiecie Kto ma tam swoją kwaterę? - spytał zdezorientowany Ron
- Na to wygląda… Słuchajcie, rozmawiałem dzisiaj z Dumbledorem. Śmierciożercy weszli do szkoły przez jedno z tajnych wejść. Wszystkie zostały zamknięte i zabezpieczone. - szepnął Harry.
- Mam nadzieję, że zdąży ją uratować.
- Spokojnie.
***
Po kolacji przyjaciele udali się do swojej wieży. Musieli skończyć zadania domowe na jutrzejsze zajęcia. Snape jak zwykle zawalił ich masą wypracowania. Harry i Ron liczyli, że ich przyjaciółka jak zwykle sprawdzi im prace. Jednak obydwaj zdawali sobie sprawę, że póki nie otrzyma wiadomości o Alexis, nie ma mowy żeby się tym zajęła.
Wieczorem, po zmroku, pokój Gryfonów odwiedziła profesor McGonagall.
- Panno Granger, proszę za mną. - powiedziała i kiwnęła różczką na dziewczynę siedzącą przy kominku. Brązowowłosa podeszła do niej niepewnie. Nauczycielka poprowadziła ją przez opustoszałe szkolne korytarze, aż skręciły w stronę Skrzydła Szpitalnego. - Panna Bourbon leży na ostatnim łóżku za parawanem.
Dziewczyna kiwnęła głową i niepewnym krokiem skierowała się w stronę parawanu stojącego przy ostatnim łóżku. Leżała tam dziewczyna, która ani trochę nie przypominała Alexis jaką znała. Zapadnięte policzki, skóra blada jak pergamin i blizna rozciągająca się na całe gardło. Wyglądała okropnie. Po dłuższej chwili otworzyła oczy. Jej tęczówki były blado-niebieskie, tak, jakby straciły całą swoją barwę i ogień.
- Alexis - szepnęła cicho. Nic więcej nie była w stanie powiedzieć.
- Dziękuję za uratowanie życia - powiedziała zachrypłym głosem - Gdyby nie Ty, Voldemort już dawno by mnie zabił. Dumbledore teleportował się w ostatniej chwili… I muszę Cię przeprosić…
- Alex… Naprawdę, to nie jest teraz ważne.. - przerwała jej Hermiona.
- Nie. Jest bardzo ważne. Unikałam Cię… Bo istnieje możliwość, że zadawanie się ze mną będzie dla Ciebie bolesne - szepnęła dziewczyna.
- Nie rozumiem
- Twoja przyszłość… Jest w jakich cholernie dziwny sposób złączona z moją… Myślałam, że jeśli będę Cię unikać to wszystkim to wyjdzie na dobre, ale chyba nie tędy droga… - powiedziała - I wiem już, że muszę pomóc Harremu. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby pokonał Voldemorta.
- Najpierw musisz odzyskać siły - odrzekła Hermiona, przypadkiem muskając jej zimną dłoń. Odniosła wrażenie jakby przypadkiem przeszła obok dementora. - Zimno Ci? - spytała
- Nie, dlaczego?
- Jesteś zimna jak lód…
- To przez lekarstwo Uzdrowiciela z Munga. Powiedział, że moje ciało będzie się lepiej regenerować w niskiej temperaturze.
- Czemu nie skontaktowałaś się ze mną wcześniej? - zapytała Hermiona.
- Nie mogłam… Przez te trzy dni spuścili mnie z oka tylko na te pięć minut… Ciężko się skoncentrować jak ktoś rzuca w Ciebie klątwami, których nie ma nawet w podręcznikach czarnej magii - szepnęła, a w jej oczach stanęły łzy. I nagle zaczęło się dziać coś dziwnego. Mięśnie Alexis zesztywniały, a jej oczy i usta rozwarły się w niemym przerażeniu.
- Alexis?! PANI POMFREY! - krzyknęła dziewczyna. Pielęgniarka zjawiła się po kilku sekundach.
- Proszę już iść panno Granger.
- Ale co się z nią stało?!
Pani Ponfrey popatrzyła na nią z dobrotliwym wyrazem twarzy.
- Ledwie przeżyła to wszystko… Uzdrowiciele z Munga nie wiedzieli jakim cudem to zniosła. Ale klątwy zostawiają ślady. I to co widziałaś to jeden z nich… Ale bądźmy dobrej myśli. - powiedziała pielęgniarka - Przyjdź jutro, może jej stan się poprawi.
***
Minęły trzy tygodnie a stan Alexis uległ poprawie. Czasami traciła jeszcze świadomość, ale przeważnie trwało to tylko chwilę. Pamiątką po wizycie w Malfoy Manor stała się rozległa blizna na szyi. Hermiona na bieżąco przynosiła jej notatki z lekcji i pomagała odrabiać zadania. I coraz bardziej lubiła Alexis. Ona sama stała się w stosunku do niej bardziej otwarta. Okazało się, że obie mają ze sobą wiele wspólnego. Hermiona namówiła nawet Harrego i Rona, żeby czasem zaglądnęli do Skrzydła Szpitalnego. Obaj cieszyli się, że dziewczyna postanowiła zjednoczyć z nimi swoje siły w walce z Voldemortem. Oczywiście nie zdradziła im swoich mocy, jednak wiedzieli, że w razie czego mogą na nią liczyć.
Gdy w końcu wyszła ze Skrzydła Szpitalnego, w szkole była tematem numer jeden. Wcześniej nikt do końca nie wiedział co się z nią dzieje, a Gryfoni trzymali jej pobyt w SS w tajemnicy. Hermiona cieszyła się Alexis wróciła do zdrowia. A jeszcze bardziej cieszyło ją to, że pozyskała w niej przyjaciółkę. Czasem myślała o słowach które powiedziała jej wtedy. Że ich losy są nierozerwalnie ze sobą złączone.