poniedziałek, 21 grudnia 2015

Niczego mi nie odbierzesz, Tom.


    Pokój był przestronny. W jednym rogu stał wielki, ciemny, bogato rzeźbiony kominek, w którym tlił się mdły, czerwonawy płomień. Na prawie wszystkich ścianach znajdowały się regały z książkami sięgające aż do sufitu. Woluminy oprawione były w czarną skórę, a na ich grzbietach odbijały się dumnie posrebrzane napisy. Na środku pokoju stał stół, przy którym mogło się swobodnie rozsiąść piętnaście osób. W rogu, obok kominka stała wyświechtana, skórzana sofa i dwa fotele. Nad stołem wisiał ogromny, srebrny żyrandol, który był teraz wygaszony. Na podłodze obok stołu leżała postać. Ręce i nogi skrępowane miała masywnymi, żelaznymi łańcuchami. 
   Za stołem, na najwyższym, honorowym miejscu siedział Lord Voldemort, a miejsca obok niego zajmowali najbardziej uprzywilejowani śmierciożercy - Bellatrix, Rodzina Malfoyów, Dołohow, rodzeństwo Carrowów, Rosier, Rockwood i inni. Voldemort podniósł się z krzesła i majestatycznie skinął różczką w stronę postaci, która natychmiast uniosła się w powietrzu. 
- Pewnie zastanawiacie się, po co was dzisiaj wezwałem - szepnął Czarny Pan - Tak się składa, że jest dzisiaj z nami panna Alexis Bourbon, znana także pod nazwiskiem Myrddin. Ma ona coś co mogłoby nam zaszkodzić - Voldemort obrócił się i zbliżył do siebie dziewczynę. - Powiedz mi Alexis, dlaczego jesteś taka cenna dla Dumbledore’a? Jesteś obok Pottera jego drugą, ulubioną zabawką? 
Czarnowłosa łypnęła na Sami Wiecie Kogo, posyłając mu jedno ze swoich najbardziej cynicznych uśmiechów, pełnych pogardy. 
- Crucio! - warknął,a płomień jego różczki uderzył prosto w jej pierś. Dziewczyna skrzywiła się, walcząc z bólem rozrywającym jej ciało. 
- Nigdy nie poznasz mojej mocy… - szepnęła - Wolę umrzeć. 
- Crucio! - wrzasnął Voldemort. 
- Panie, zabijmy ją… - powiedziała Bellatrix - Martwa nie pomoże Potterowi. 
- Nie pytałem Cię o zdanie Bello. Tak się składa, że martwa nie pomoże też nam. - rzekł zdenerwowany Czarny Pan - Dołohow, zabierz ją do lochów i torturuj, aż zacznie mówić. Lepiej mnie nie zawiedź. 
Dołohow skinął głową i wyszedł, ciągnąc za sobą lewitujące ciało Alexis. 
Po kilku minutach wszyscy zgromadzeni usłyszeli dobiegające z dołu, nieludzkie krzyki. Śmierciożerca jak nikt inny potrafił wedrzeć się do ludzkiego umysłu. Czarny Pan skrzywił swoje wargi, w coś, co w jego zamiarze miało być uśmiechem. Wiedział, że to nie potrwa długo… 

***
     Hermiona była oszołomiona. Od paru dni chodziła jak struta. Nie mogła skupić się na nauce, ani na innych obowiązkach. W jej głowie kotłowały się niezrozumiałe myśli, które krążyły wokół Alexis. Minęło już trzy dni, a pomimo intensywnych poszukiwań prowadzonych przez Zakon i Aurorów z Ministerstwa, nie przyniosły one żadnych rezultatów. Nie było nawet wiadomo, czy nie straciła już życia. Od czasu ostatniej wizji Harry nic już nie zobaczył, choć Hermiona wiedziała, że bardzo się starał. Czuła się podle, choć wiedziała, że nie mogła zrobić nic, by temu zapobiec. Jej jedyną winą było to, że Alexis uratowała jej życie, a Czarny Pan dowiedział się o jej istnieniu i prawdopodobnie przestraszył się jej mocy. 
     Dziewczyna udała się na spacer na Hogwarckie błonia. Usiadła przy dębie Alexis. Tym samym, przy którym spędziła z nią wieczór. Wydawała się wtedy bardziej „ludzka” niż zwykle; twardo stąpająca po ziemi, z głową w chmurach. Być może już wtedy wiedziała, co się stanie? Przewidziała to? I poddała się temu co miało ją czekać?
Sprawiała wrażenie, jakby nie chciała dopuszczać do siebie ludzi. Jakby obawiała się, że bliskość może spowodować cierpienie. Ale mimo tego, od początku wpuściła Hermionę trochę bliżej niż innych. Opowiedziała jej legendę o magicznych stworzeniach i wytłumaczyła tajemnicę jej ozdrowienia. 
    Zamknęła oczy i przez chwilę ujrzała w otaczającej ją ciemności, świdrujące ją na wskroś błękitne tęczówki. 
- Alexis, musisz się trzymać… - szepnęła. 

*** 

    Dołohow splunął na podłogę. Dziewczyna się nie poddawała. Nie chciała ujawnić swojego sekretu, choć od trzech dni nieustanie ją torturował, wdzierając się do jej umysłu. Gdyby była normalną czarodziejką już dawno postradałaby zmysły, a jej ostatnia cząstka upadającego człowieczeństwa błagałaby o śmierć. Była twarda. Nawet tak okrutnemu śmierciożercy jakim był Dołohow wydawało się to imponować. Niestety przez swój upór i tak będzie musiała zginąć. Przez swoją głupią słabość… 
Musiał zakomunikować Czarnemu Panu, że nie będzie mógł już nic zdziałać. Zostawił ją samą. Przecież nie mogła zbiec z twierdzy pilnowanej przez tabun śmierciożerców. 
   Alexis ledwie odgarnęła włosy z czoła. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał jej niewyobrażalny ból. Nie mogła zebrać myśli, a że od kilku dni nie ujrzała światła dziennego, jej oczy były opuchnięte, a obraz składał się na kilka plam odcieni szarości, migających to bliżej, to dalej. Wiedziała, że musi się pozbierać, bo dłużej już nie wytrzyma. Musi dać jakiś znak życia, bo inaczej umrze tutaj, na zimnej podłodze w ciemnych lochach… 
Nie chciała, żeby tak wyglądał jej koniec. Mimo marności swojego życia, znała jego cenę. Musiała pożyć jeszcze trochę, aby spełnić swoje zadanie. Skupiła swoje myśli, wokół jedynej osoby, która mogła jej w tej chwili pomóc. Hermiona. Musi przekazać jej wiadomość… 
    Usłyszała kroki. Glizdogon zbliżał się do jej celi. Otworzył ją i zaprowadził Alexis na górę. Nie było tam nikogo, oprócz Czarnego Pana, siedzącego spokojnie na swoim ulubionym miejscu. Było cicho. Nagiri, paskudne obślizłe bydlę wiło się wokół stóp swojego właściciela.
- Jestem pełen podziwu panno Bourbon. Nie spodziewałem się, że zmarnujesz szansę, którą Ci dałem. A jednak… Okazałaś się głupia i umrzesz jak reszta głupich, nędznych ludzi… Ale najpierw odbiorę Ci całe człowieczeństwo. Będziesz mnie błagać o śmierć - powiedział i zaśmiał się złowieszczo. 
- Niczego mi nie odbierzesz Tom. Bo nie mam dla kogo żyć. Zabrano mi już wszystko. 
- JAK ŚMIESZ UŻYWAĆ MOJEGO IMIENIA - warknął Czarny Pan. 
- Śmiem. I śmiem dużo więcej. Nie doceniasz ludzi takich jak ja, a to wielki błąd. Tym bardziej, że popełniasz go już drugi raz - wymamrotała Alexis, wyginając usta w grymasie bólu. - Nawet jeśli mnie zabijesz, na świecie są inni,tacy jak ja. My wiemy Tom. I to Cię zgubi. 
- Żegnaj się z życiem, Ty nędzna… - warknął - AVADA KE… 

W tym samym czasie… 
- Profesorze! Profesorze Dumbledore! - krzyczała zdyszana Hermiona biegnąc za dyrektorem, którego zauważyła na dziedzińcu zamku. 
- Tak panno Granger? - spytał zdumiony starzec. 
- Profesorze, wiem, że to dziwnie brzmi, ale wiem gdzie jest Alexis. Jakimś cudem przekazała mi to w myślach. Sam Wiesz Kto chce ją zabić! 
- Hermiono skup się. Gdzie ona jest? - spytał, patrząc jej uważnie w oczy. 
- Malfoy Manor. 
W jednej chwili dyrektor dematerializował się i zniknął jej z oczu. Oby tylko zdążył. A nie zostało mu zbyt dużo czasu… 
Dziewczyna wróciła do zamku, a w drodze do Wielkiej Sali spotkała Harrego i Rona, którzy wracali ze swoich zajęć. 
- Coś się stało? Jakaś blada jesteś. - zapytał Ron
- Alexis przekazała mi wiadomość. Nie wiem jak to możliwe, ale zamknęłam oczy i ją zobaczyłam. Powiedziała tylko… Malfoy Manor. 
- CO? - Harry nie mógł uwierzyć. 
- Sami Wiecie Kto ma tam swoją kwaterę? - spytał zdezorientowany Ron 
- Na to wygląda… Słuchajcie, rozmawiałem dzisiaj z Dumbledorem. Śmierciożercy weszli do szkoły przez jedno z tajnych wejść. Wszystkie zostały zamknięte i zabezpieczone. - szepnął Harry. 
- Mam nadzieję, że zdąży ją uratować. 
- Spokojnie. 

*** 

Po kolacji przyjaciele udali się do swojej wieży. Musieli skończyć zadania domowe na jutrzejsze zajęcia. Snape jak zwykle zawalił ich masą wypracowania. Harry i Ron liczyli, że ich przyjaciółka jak zwykle sprawdzi im prace. Jednak obydwaj zdawali sobie sprawę, że póki nie otrzyma wiadomości o Alexis, nie ma mowy żeby się tym zajęła. 
Wieczorem, po zmroku, pokój Gryfonów odwiedziła profesor McGonagall. 
- Panno Granger, proszę za mną. - powiedziała i kiwnęła różczką na dziewczynę siedzącą przy kominku. Brązowowłosa podeszła do niej niepewnie. Nauczycielka poprowadziła ją przez opustoszałe szkolne korytarze, aż skręciły w stronę Skrzydła Szpitalnego. - Panna Bourbon leży na ostatnim łóżku za parawanem.
Dziewczyna kiwnęła głową i niepewnym krokiem skierowała się w stronę parawanu stojącego przy ostatnim łóżku. Leżała tam dziewczyna, która ani trochę nie przypominała Alexis jaką znała. Zapadnięte policzki, skóra blada jak pergamin i blizna rozciągająca się na całe gardło. Wyglądała okropnie. Po dłuższej chwili otworzyła oczy. Jej tęczówki były blado-niebieskie, tak, jakby straciły całą swoją barwę i ogień. 
- Alexis - szepnęła cicho. Nic więcej nie była w stanie powiedzieć. 
- Dziękuję za uratowanie życia - powiedziała zachrypłym głosem  - Gdyby nie Ty, Voldemort już dawno by mnie zabił. Dumbledore teleportował się w ostatniej chwili… I muszę Cię przeprosić… 
- Alex… Naprawdę, to nie jest teraz ważne.. - przerwała jej Hermiona. 
- Nie. Jest bardzo ważne. Unikałam Cię… Bo istnieje możliwość, że zadawanie się ze mną będzie dla Ciebie bolesne - szepnęła dziewczyna. 
- Nie rozumiem 
- Twoja przyszłość… Jest w jakich cholernie dziwny sposób złączona z moją… Myślałam, że jeśli będę Cię unikać to wszystkim to wyjdzie na dobre, ale chyba nie tędy droga… - powiedziała - I wiem już, że muszę pomóc Harremu. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby pokonał Voldemorta. 
- Najpierw musisz odzyskać siły - odrzekła Hermiona, przypadkiem muskając jej zimną dłoń. Odniosła wrażenie jakby przypadkiem przeszła obok dementora. - Zimno Ci? - spytała 
- Nie, dlaczego?
- Jesteś zimna jak lód… 
- To przez lekarstwo Uzdrowiciela z Munga. Powiedział, że moje ciało będzie się lepiej regenerować w niskiej temperaturze. 
- Czemu nie skontaktowałaś się ze mną wcześniej? - zapytała Hermiona. 
- Nie mogłam… Przez te trzy dni spuścili mnie z oka tylko na te pięć minut… Ciężko się skoncentrować jak ktoś rzuca w Ciebie klątwami, których nie ma nawet w podręcznikach czarnej magii - szepnęła, a w jej oczach stanęły łzy. I nagle zaczęło się dziać coś dziwnego. Mięśnie Alexis zesztywniały, a jej oczy i usta rozwarły się w niemym przerażeniu. 
- Alexis?! PANI POMFREY! - krzyknęła dziewczyna. Pielęgniarka zjawiła się po kilku sekundach. 
- Proszę już iść panno Granger. 
- Ale co się z nią stało?! 
Pani Ponfrey popatrzyła na nią z dobrotliwym wyrazem twarzy. 
- Ledwie przeżyła to wszystko… Uzdrowiciele z Munga nie wiedzieli jakim cudem to zniosła. Ale klątwy zostawiają ślady. I to co widziałaś to jeden z nich… Ale bądźmy dobrej myśli. - powiedziała pielęgniarka - Przyjdź jutro, może jej stan się poprawi. 

*** 
Minęły trzy tygodnie a stan Alexis uległ poprawie. Czasami traciła jeszcze świadomość, ale przeważnie trwało to tylko chwilę. Pamiątką po wizycie w Malfoy Manor stała się rozległa blizna na szyi. Hermiona na bieżąco przynosiła jej notatki z lekcji i pomagała odrabiać zadania. I coraz bardziej lubiła Alexis. Ona sama stała się w stosunku do niej bardziej otwarta. Okazało się, że obie mają ze sobą wiele wspólnego. Hermiona namówiła nawet Harrego i Rona, żeby czasem zaglądnęli do Skrzydła Szpitalnego. Obaj cieszyli się, że dziewczyna postanowiła zjednoczyć z nimi swoje siły w walce z Voldemortem. Oczywiście nie zdradziła im swoich mocy, jednak wiedzieli, że w razie czego mogą na nią liczyć. 

Gdy w końcu wyszła ze Skrzydła Szpitalnego, w szkole była tematem numer jeden. Wcześniej nikt do końca nie wiedział co się z nią dzieje, a Gryfoni trzymali jej pobyt w SS w tajemnicy. Hermiona cieszyła się Alexis wróciła do zdrowia. A jeszcze bardziej cieszyło ją to, że pozyskała w niej przyjaciółkę. Czasem myślała o słowach które powiedziała jej wtedy. Że ich losy są nierozerwalnie ze sobą złączone. 

piątek, 4 grudnia 2015

Moc Feniksa



Hermiona zbliżała się do drzwi Wielkiej Sali. Zdecydowanie wybrała się tu za wcześnie.W oddali zobaczyła trzy sylwetki idące w jej stronę.To nie była Alexis. Dostrzegła czuprynę blond włosów i już wiedziała, że nie będzie to miłe spotkanie. Malfoy. Jak zwykle szedł w obstawie swoich dwóch wiernych goryli – Crabbe i Goyle’a. 
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy! Szlama Granger! Słyszałem, że chcieli Cię ukatrupić – powiedział wykrzywiając wargi w swoim najbardziej cynicznym uśmiechu. – Szkoda, że im się nie udało… - dodał i splunął jej pod nogi. 
Już miała się odezwać, gdy zrobił to ktoś za plecami Malfoy’a. 
- Wiesz, że mogę oddać Ci jej klątwę? I z chęcią to zrobię… - zasyczała Alexis wprost do ucha Ślizgona. Ten odwrócił się i stanął wryty jakby zobaczył ducha. - …jeśli jeszcze raz nazwiesz ją szlamą, to Twój ojciec przez tydzień będzie zeskrobywał Twoją błękitną krew ze ściany, oczywiście zaraz po tym, jak wyjdzie z Azkabanu. 
- Na Ciebie też przyjdzie czas. Czarny Pan się Tobą zajmie - warknął wściekły Malfoy, odwracając się na pięcie. Za nim, nieudolnie próbowali nadążyć Crabble i Goyle. 
Alexis uśmiechnęła się blado. Bez słowa udały się na szkolne błonia. 
- Jak się dziś czujesz? – zapytała Hermiona. 
- Całkiem dobrze. To wszystko zasługa Twojego soku dyniowego. - zaśmiała się serdecznie - usiądziemy przy moim dębie? 
-  Jasne. 
Usiadły pod obszernym drzewem. Słońce skłaniało się już ku zachodowi, chowając się za Hogwarckim jeziorem. Siedziały tak w ciszy, obserwując to wspaniałe zjawisko. Nie trzeba było słów. Hermiona, pomimo tego, że była w szkole magii i czarodziejstwa już szósty rok, to nigdy nie przyglądała się zachodowi słońca. Teraz bardzo tego żałowała. Czasem warto było wychylić nos poza książki. Delektowała się słodkim powietrzem napływającym strumieniami, lekko otulającym twarze. 
- To feniks Cię uzdrowił – szepnęła Alexis. 
- Słucham? 
- Feniks… Jeden z siedmiu nieszczęsnych zwierząt. Przypominasz sobie? 
- Ach tak… Więc to wszystko prawda? Masz moc siedmiu magicznych stworzeń? 
- To przekleństwo, nie moc. Wolałabym, żeby ich nie było – mruknęła czarnowłosa. Była jeszcze osłabiona, co było widać gołym okiem. 
- A więc od feniksa dostałaś dar przywracania ludzi do życia? 
- Niezupełnie. To moc uzdrawiania. Nie mogę przywrócić do życia kogoś całkiem martwego. Za każdym razem, gdy przyjmę na siebie ból kogoś, kto jest cal od śmierci… To bardzo wyczerpujące. Mój organizm musi stawić temu czoła. I to jest bardzo trudne. Każda moc niesie ze sobą ból i cierpienie. 
- Boli Cię jeszcze? – zapytała Hermiona. 
- Tak. Ale nie jest to ból z którym nie można sobie poradzić. Żyjesz, a to się liczy najbardziej
- Alexis, mogę zadać Ci pytanie? 
Dziewczyna skinęła głową. 
- Po szkole krążą plotki, że potrafisz czytać w myślach i przepowiadać przyszłość. 
- Chcesz wiedzieć czy to prawda?
- Po prostu… Ciekawość. 
- Gdybym umiała czytać w myślach, już dawno wiedziałabym o Tobie wszystko. Nie miałabym przyjemności płynącej z odkrywania tego, co w człowieku najlepsze. Nie potrzebuję czytania w myślach – odparła swobodnie Alexis. – Co do przewidywania przyszłości… Tak. Umiem to robić. 
Hermiona patrzyła z uwagą na zmieniające się oblicze Alexis. Dziewczyna miała sto twarzy, za każdym razem ukazywała swoje inne oblicze. 
- Umiesz przewidzieć co się stanie? Odczytać los każdego człowieka?
Tak i nie. Widzę tylko to, co wszechświat chce mi przekazać. Przyszłość… Ona jest nieprzewidywalna. Moje wizje są obiektywne, co znaczy, że można je zmienić. Hermiono… Chcę, żeby to zostało między nami, dobrze? 

Brązowowłosa kiwnęła potwierdzająco głową. 
Siedziały tam aż do późnego wieczora, podziwiając zachodzące słońce i wschodzący księżyc. W drodze powrotnej, Hermiona odważyła się zadać Alexis pytanie, które chodziło za nią od początku wieczoru. 
- Alexis… Czy widziałaś moją przyszłość? 
- Uhum – rzuciła, jakby od niechcenia. 
- Co mnie czeka? 
Alexis się uśmiechnęła. 
- Założę się o 10 Galeonów, że byś mi teraz nie uwierzyła. 
- Aż tak jest zaskakująca? 
- Przyszłość zawsze można zmienić. 

•••

Następnego dnia w szkole panowało wielkie poruszenie. Wszyscy z niecierpliwością czekali na popołudniowy mecz quidditcha, pierwszy w tym sezonie. Drużyna Gryfonów miała zmierzyć się ze Ślizgonami. Jak zwykle było to wielkie wydarzenie, tym bardziej, że po obu stronach barykady stały domy, które szczerze się nienawidziły. Przy śniadaniu Harry Potter jak zwykle omawiał strategię razem z resztą drużyny. Ron był blady jak ściana i widać, że bardzo stresował go debiut w nowym sezonie. Hermiona wiedziała jak dużo znaczy dla nich quidditch. Była to jakaś odskocznia od problemów i strachu w jakim przyszło im żyć. Choć sama nie umiała grać, bardzo lubiła obserwować jak robią to jej najlepsi przyjaciele. 
   W dniu meczu, wszyscy zawodnicy mięli wolne, więc Hermiona udała się na zajęcia Obrony Przed Czarną Magią. I wcale nie ucieszyła jej perspektywa spędzenia dwóch godzin ze Snape’m i Ś Ślizgonami. Weszła do sali. Zajęła miejsce w jednej z ostatnich ławek, rozpakowała książki, pióro i pergamin. 
- Mogę się dosiąść? - usłyszała głos nad swoim uchem. 
- Jasne. 
Alexis usiadła obok, wyjmując swoje rzeczy na ławkę. Po chwili do sali wkroczył były mistrz eliksirów. 
- Podręcznik strona piętnasta. Rozdział o zaklęciach uzdrawiających. 
Hermiona otworzyła książkę i z uwagą zaczęła ją wertować. Alexis ani drgnęła, siedziała wpatrzona w roztaczający się przed nią obraz przechadzającego się po sali Snape’a. 
- Nie dosłyszałaś polecenia Bourbon? - wysyczał. 
- Usłyszałam je doskonale panie profesorze. 
Zdezorientowany Snape podszedł do Alexis i zmierzył ją z góry. 
- Proszę, proszę, ktoś przybył do tej szkoły, mając już takie umiejętności, że woli mnie nie słuchać. Prosisz się o szlaban. I minus dziesięć punktów. 
Alexis prychnęła. 
- Oczywiście. Szlaban to najlepsze rozwiązanie dla niezdyscyplinowanych uczniów, którzy chcą robić na zajęciach coś więcej niż tylko czytać podręcznik. Na pana miejscu zmieniłabym strategię panie profesorze. Ktoś mógłby pana posądzić o… Zmianę frontu? 
- Jak śmiesz… - wysyczał Snape, cały czerwony na twarzy. 
- Śmiem dużo więcej profesorze Snape. - szepnęła Alexis, na tyle cicho, że usłyszała to tylko Hermiona. Byłą zszokowana z jaką śmiałością odezwała się do Nietoperza. Czyżby w ogóle nie bała się konsekwencji?
Po zajęciach pójdziesz ze mną do dyrektora Bourbon. I miesiąc szlabanu. 
Hermiona zerknęła przez ramię. Alexis rozwinęła swój papirus, naskrobała parę słów i podsunęła jej pod nos.
                                                      SNAPE MA TAJEMNICĘ. 
                                                                        jaką? 

Alexis uśmiechnęła się pod nosem. No tak. Mogła się domyśleć, że nie otrzyma odpowiedzi. Taki był już urok brunetki. Niedopowiedzenia i gra półsłówek była jej domeną. Plusem całej sytuacji było to, że Snape nie dokuczał im do końca zajęć i Gryffindor nie stracił więcej punktów. Po zajęciach Alexis zniknęła w czeluściach lochów, zaciągnięta przez Snape’a do dyrektora.

    Hermiona wyszła z zajęć i skierowała się do wieży Gryfonów. Usiadła w swoim ulubionym miejscu przy kominku i wyjęła opasłe tomiszcze „ Transmutacji dla zaawansowanych”. O tej godzinie w wieży Gryfonów panowała cisza i spokój, bo wszyscy udali się na lunch do Wielkiej Sali. Dzisiejsze zajęcia były skrócone z uwagi na mecz, więc i obiad odbył się wcześniej. Brązowowłosa nie była głodna, więc zatopiła się w lekturze. 
    Nagle usłyszała kroki za swoimi plecami. Odwróciła się i zobaczyła wkurzoną Alexis, która z impetem kopnęła stojący fotel, a później, runęła na niego jak długa.
- Dumbledore podtrzymał mój szlaban! Stary dureń… - warknęła Alexis, świdrując Hermionę swoimi głębokimi, niebieskimi oczami. Wściekłość rozpaliła jej tęczówki niczym dwa lodowe ognie. Było w nich coś niepokojącego i fascynującego. 
- Nie mów tak… Po prostu nie możesz odnosić się tak do żadnego profesora. Nikt nie lubi Snape’a ale musimy go tolerować, bo jest naszym nauczycielem. A Dumbledore mu ufa. 
Alexis podeszła do Hermiony i przykucnęła obok jej fotela. 
- Tutaj dzieje się coś czego nie mogę jeszcze zrozumieć Hermiono. - szepnęła - Coś strasznego, ciemne moce działają w Hogwarcie. Pamiętasz, co wczoraj powiedział mi Malfoy?
- Że Czarny Pan… 
- Tak… Myślę, że zrobi to w najbliższym czasie. Dowiedział się o mojej mocy, po Twoim uzdrowieniu… Woli mnie zabić, niż mieć przeciwko sobie. 
- Alex… Jesteś w Hogwarcie. Dopóki jest tu Dumbledore, nikt Cię nie skrzywdzi. 
Brunetka westchnęła. 
- Obawiam się, że to może nie wystarczyć. 

                                                                         ***

- HARRY POTTER ZŁAPAŁ ZNICZ! 150 PUNKTÓW I ZWYCIĘSTWO GRYFFINDORU W PIERWSZYM MECZU W SEZONIE! - krzyknął Colin z zachwytem.Czerwono - złota część stadionu zaczęła wiwatować na cześć zwycięzców. Hermiona zaczekała na swoich przyjaciół i wróciła z nimi do Pokoju Wspólnego Gryfonów. W salonie trwała mała impreza z okazji zwycięstwa ze Slytherinem. Kilku Gryfonów zakradło się do kuchni i przyniosło masę smakowitych przekąsek i przemyciło parę zgrzewek piwa kremowego z Miodowego Królestwa. 
Hermiona wyłapała z tłumu Harrego i odciągnęła go na bok, prowadząc na jedyną wolną kanapę. Zniżyła głos do szeptu. 
- Harry, Alexis podejrzewa, że Voldemort będzie chciał ją porwać. 
- Z Hogwartu? Przecież to niemożliwe. 
- Powiedziałam jej to samo. Ale ona mówi, że to dla niego nie jest problem… I że to zrobi w najbliższym czasie. 
- Dopóki jest tu Dumbledore nic się jej nie stanie. Musimy mu ufać… - rzekł Harry i poklepał Hermionę po plecach - Wiem, że się martwisz. Uratowała Ci życie… Więc i ja mam wobec niej dług. 
Brązowowłosa kiwnęła głową. To było niemożliwe. Okularnik szturchnął przyjaciółkę i porozumiewawczo kiwnął głową wskazując na fotel pośrodku salonu Gryfonów. Siedział na nim nie kto inny jak Ronald Wesley, obściskując się z Lavender Brown. 
- No proszę, nawet Ron poczuł motylki w brzuchu. - roześmiała się Hermiona. - A co z Tobą i Ginny? 
- W porządku… Myślę, że jest fajnie. 
- Kochasz ją, prawda? 
- Kocham - odrzekł Harry a na jego ustach zagościł szczery uśmiech.
Już dawno nie widziała przyjaciela w takim stanie. Był szczęśliwy. 

                                                                                ***
Nastał październik a dni i tygodnie zaczęły się dłużyć. Długie, samotne wieczory zaczęły doskwierać niektórym mieszkańcom Hogwartu. Harry Potter wszystkimi swoimi siłami i całym zapałem zaangażował się w misję Dumbledore’a. Jego czas pochłaniały tajne spotkania, quidditch a także masa zadania domowego. Na szczęście, przynajmniej w ostatnim aspekcie mógł liczyć na pełne wsparcie przyjaciółki, która zawsze służyła pomocą. Właśnie siedziała nad stertą zadania domowego Harrego i Rona, którzy poszli na trening zostawiając jej eseje z transmutacji do sprawdzenia. Brązowowłosa wyłożyła się wygodnie w jednym ze wyświechtanych, wygodnych foteli w pokoju wspólnym. W drugim kącie pomieszczenia zauważyła Alexis. Jak zwykle siedziała sama nad stertą opasłych tomów. Od czasu ich ostatniej rozmowy minęło już chwilę, a ona jakby wcale nie chciała z nią rozmawiać. Miała nawet wrażenia że brunetka celowo jej unika. Nie wiedziała co jest tego powodem i czuła się z tym dziwnie. Czyżby zrobiła coś nie tak? 
Postanowiła się dowiedzieć. Miała już dość tej męczącej ciszy. Niepewnym krokiem skierowała się w stronę Alexis. 
- Cześć, mogę się przysiąść? 
- Jasne - mruknęła, nie odrywając się od książki. 
- Czytasz coś… eeem… wciągającego? 
- Taaak, historia starożytnej magii. Zawsze mnie to fascynowało. 
- Mogę znać powód dla którego mnie unikasz?
Alexis podniosła głowę i ze zdziwieniem spojrzała na Hermionę. 
- Ja… To nie prawda. - odparła zmieszana, ciężko przełykając ślinę. 
- Czyli twierdzisz,że wcale nie odwracasz się w drugą stronę gdy mnie widzisz, albo nie ignorujesz mojego „cześć” na korytarzu - skwitowała rzeczowo Hermiona. 
- Wcale nie… 
Brązowowłosa uniosła brew. 
- Nie powiedziałam nikomu o Twoim sekrecie. 
- Wiem,jestem wdzięczna. 
- Więc mogę poznać przyczynę? - zapytała Hermiona wyraźnie zirytowana. Alexis popatrzyła na nią jak gdyby była zmęczona jej towarzystwem. 
- To źle Hermiono, że mnie poznałaś... Bardzo źle. I muszę zrobić wszystko, żeby to odkręcić, bo to wszystko będzie miało złe konsekwencje. I dla Ciebie i dla mnie. 
- Ale ja… Nie do końca rozumiem. Co się dzieje? Masz jakiś problem?
- Powinnaś się trzymać jak najdalej. 
- I tego chcesz? 
- Tak - odparła chłodno. 
Zaskoczona Hermiona odwróciła się na pięcie i udała się w stronę swojego dormitorium. Jej współlokatorek jeszcze nie było. Poczuła się urażona. Najpierw ta humorzasta panna Alexis nie chce pomóc jej przyjacielowi, później ratuje jej życie i to najwidoczniej było tak bardzo złe. Nie mogła zrozumieć takiego zachowania i już chyba nawet nie chciała tego robić. Skoro ma się trzymać z daleka, to spełni jej życzenie. 

Następnego dnia w szkole od rana panowała napięta atmosfera. Tuż przed śniadaniem Hermiona spotkała Harrego i Rona w Pokoju Wspólnym. Obaj byli bladzi, jakby zobaczyli duchy. 
- Harry, co się dzieje? - spytała zaniepokojona. 
- Włamali się do zamku… Dzisiaj w nocy…
Hermiona stała przed nimi jak wryta. Do tej pory Hogwart uchodził za twierdzę nie do zdobycia ani sforsowania. 
- Ale skąd wiesz…? 
Potter zniżył głos do szeptu. 
- Widziałem. Byłem w jego głowie Hermiono… Wiem, że powinienem się powstrzymać, ale to było we śnie… Nie miałem… Nie mogłem nic zrobić. Widziałem jak ją zabrali i zniknęli za oknem. Od razu pobiegłam do Dumbledore’a, ale i tak było za późno… Wiedziała, że po nią przyjdą. 
- Zaraz Harry, o czym Ty mówisz? Nie...

- Tak Hermiono. Alexis. 

sobota, 7 listopada 2015

Złe moce


Wrześniowe dni mijały względnie spokojnie. Harry znikał na całe dnie, a Hermionie brak było rozmów z przyjacielem. Tym bardziej, że po kolejnej kłótni nie odzywała się do Rona już od kilku dni. Pod koniec piątej klasy myślała, że coś do niego poczuła, widziała jakąś małą iskierkę, która tliła się w jej sercu. Ale to chyba przygasło. Ronald ostatnimi czasy zachowywał się wobec niej jak ostatni dureń. Odczuła ulgę, gdy nadszedł wyczekany, sobotni poranek – pierwsze wyjście do Hogsmeade w tym roku szkolnym. Umówiła się, że pójdzie tam razem z Ginny i Luną. Punktualnie o dziesiątej była już przed zamkiem. Przyjaciółki przywitały ją z uśmiechem. Za nimi podążyli chłopcy – Ron, Harry, Dean i Neville. W grupie Krukonów, zauważyła Alexis, która dyskutowała zawzięcie o zaklęciach niewybaczalnych. Miała na sobie ciemny płaszcz i duży szal, którym opatuliła się szczelnie. 
Hermiona nie zwracała na nią uwagi. Wystarczyło, że na lekcjach frapowała całą uwagę profesorów i wyrosła na pupilkę wszystkich, no może z wyjątkiem Snape’a, który nie lubił nikogo. Gryfoni chłodno przyjmowali Alexis, a i ona nie przejmowała się plotkami i zaczepkami kierowanymi w jej stronę. Żyła jakby z boku, bez przyjaciół i znajomych. Kilku Krukonów widziało w niej swojego bożka i zawsze kleili się do niej, tworząc kółko wzajemnej adoracji. Hermiona rzuciła w ich stronę chłodne spojrzenie. Nie mogła pogodzić się z tym, jak została potraktowana, gdy poprosiła ją o pomoc dla Harrego. Wrzało w niej, gdy wysłała w jej stronę jeden z tych uśmiechów z nutą kpiny…


Najpierw wylądowali w Miodowym Królestwie, później się rozdzielili. Chłopcy poszli na spacer a dziewczęta zwiedzili wszystkie sklepy z ubraniami i biżuterią w okolicy. Po paru godzinach, Ginny, Luna i Hermiona wylądowały w Trzech Miotłach. 
- Jestem padnięta. – westchnęła Ginny 
- Co dla was moje panny? – zapytała kelnerka, podchodząc do ich stolika. 
- Trzy piwa kremowe – odparła Hermiona. Za chwilę ich zamówienie dotarło do stolika. 
- Tego mi było trzeba – powiedziała z uśmiechem Luna. 
- Ginny, wiesz co się dzieje z Harrym? Martwię się o niego… Chodzi ostatnio jakiś smutny. - spytała Hermiona z zaniepokojeniem wymalowanym na twarzy. 
- Nie mówi mi zbyt wiele. Tylko, że otrzymał misję od Dumbledore’a. Ale nic więcej nie powiedział.  Nie mogę z niego nic wyciągnąć.  Ale mam wrażenie, że to wszystko związane jest z Sama-Wiesz-Kim . Ostatnio trudno z niego cokolwiek wydusić…
Hermiona kiwnęła głową. No tak. O cóż innego mogłoby chodzić.  
- Zostawiam was na chwilkę, idę do toalety. 
Udała się w stronę drzwi. Zauważyła że do trzech mioteł weszła grupa Krukonów pod przywództwem nie kogo innego jak dumnej Alexis. Znowu poczuła jak krew uderza jej do głowy. Weszła do toalety. Na jednej z umywalek zobaczyła coś, co przykuło jej uwagę. Mały przedmiot, który okazał się być zgrabnym pierścieniem z wygrawerowanym godłem jakiegoś rodu. Zapewne ktoś zostawił go tu przez nieuwagę. Wzięła go do ręki i w jednej chwili zapragnęła założyć swoją zdobycz. Nałożyła go na palec i ostatnie co zobaczyła w lustrze to jej rozmazane odbicie… 

 W tym samym czasie… 
- HERMIONA! – zawołała Ginny wpatrując się w bezwładne ciało koleżanki. – NIECH KTOŚ POMOŻE! 
Trzej Krukoni wynieśli Hermionę z toalety i położyli na stole. Jeden z Gryfonów pobiegł szukać profesor McGonagall.
ONA NIE ODDYCHA! – wrzasnęła Luna i zaczęła płakać. 
Nagle, jakaś postać chwyciła ją mocno za ramię, karząc się odsunąć. 
Alexis. Stanęła przed bezwładnym ciałem Hermiony i przyłożyła dwa palce do jej szyi. Utkwiła wzrok w jej przeraźliwie martwych i pustych oczach. Tętno nie było wyczuwalne. Zauważyła natomiast pierścień na jej palcu. No tak. Klątwa. I to najwyraźniej bardzo silna. 
-  Ma ktoś jakiś woreczek? – zapytała tłum uczniów stojących za jej plecami. Jeden z Gryfonów wyjął małe pudełko. 
- A to się nada? 
- Tak. 
Ostrożnie zdjęła pierścień z palca Hermiony, włożyła do pudełka i wsunęła do kieszeni płaszcza. 
Pochyliła się nad dziewczyną i delikatnie rozchyliła jej usta. 
- Obtinere… Obtinere… - szeptała, a ich twarze dzieliły milimetry – rozkazuję Ci z niej wyjść. 
Wszyscy ze zdumieniem obserwowali, jak z ust Gryfonki wydobywa się czarna smuga dymu, która leci wprost do ust Alexis. Trwało to kilkanaście sekund, ale wszystkim wydawało się, że płynie w nieskończoność. Po chwili Hermiona gwałtownie złapała oddech. I przez jedną mikrosekundę usta czarnowłosej, dotknęły ust dziewczyny, która odzyskała swoje życie. Później odsunęła się od niej tak gwałtownie, jak gdyby została poparzona. Hermiona, z nieprzytomnym wzrokiem wpatrywała się w tłum nad nią zgromadzony. 
- C-coo się dzieje? – zapytała 
- Hermiono, tak się bałam! – krzyknęła Ginny rzucając się na przyjaciółkę. 
- A-ale Ginny, co się tu dzieje… 
Drzwi od karczmy otworzyły się i stanęła w nich profesor McGonagall. 
- Rozejść się! Proszę nie robić zbiegowiska! – krzyknęła, a tłum przed nią natychmiast stopniał. – Panno Granger, nic pani nie jest? Pan Smith mówił że była pani nieprzytomna. 
- Bo była! Pani profesor, Alexis Bourbon uratowała Hermionę! Wyssała z niej urok… 
Dobrze panno Weasley, później będzie pora na wyjaśnienia. Teraz przetransportujemy pannę Granger do skrzydła szpitalnego. Zaraz… A gdzie jest panna Bourbon? 
Alexis zniknęła. 

Obudziła się wczesnym rankiem. W pomieszczeniu nie rozpoznała swojego dormitorium. No tak, trafiła do skrzydła szpitalnego. Alexis uratowała Ci życie… Podpowiadał głosik w jej głowie. Nagle wszystko stanęło jej przed oczami. Pierścień, Alexis pochylającą się nad nią, jej usta. Skarciła się w duchu za tą myśl. Dlaczego z wczorajszych wydarzeń pamiętała tylko to całkiem przypadkowe muśnięcie? Później wszystko działo się tak szybko… Przetransportowali ją do skrzydła szpitalnego i dostała jakiś środek nasenny. 
- O widzę, że już panna wstała – usłyszała znajomy głos pani Pomfrey – Jeśli chcesz, to możesz już wrócić do siebie. Nie ma śladów po klątwie. Ale wcześniej… Profesor Dumbledore chciał zamienić z Tobą słówko. 
Oczywiście – wymamrotała Hermiona. Ubrała się i skierowała swoje kroki w stronę gargulca przy gabinecie dyrektora. 
- Cytrynowy drops.
Gargulec odskoczył po chwili,a Hermiona zapukała do drzwi gabinetu. Gdy usłyszała ciche „Proszę”, weszła do środka. 
Dyrektor siedział przy swoim biurku, teraz badawczo przyglądając się Hermionie. 
- Witam panno Granger. Jak się dzisiaj czujesz? 
- Dobrze panie profesorze. 
- Wczoraj cudem uniknęłaś śmierci… 
- Nie mam pojęcia jak to się stało… To działo się tak szybko… - szepnęła Hermiona, a jej wzrok spoczął na kolanach - Nie wiem co mam panu powiedzieć. 
- Panna Bourbon przyniosła mi to – powiedział i wyciągnął małe pudełeczko w którym spoczywał srebrny pierścień z czarnym kamieniem. 
- Ubrałam go wczoraj. Wiem że to nierozważne, ale jakaś siła mnie do tego przymusiła. Naprawdę, nie mogłam się oprzeć. 
- Ten pierścień, obłożony jest potężną klątwą. Gdyby nie panna Alexis zapewne nie było by dla Ciebie ratunku. – odparł dyrektor. 
- Zastanawiam się jak… Jak ona to zrobiła? 
- Wzięła klątwę na siebie. Uzdrowiła Cię. Tak przynajmniej podejrzewam… Gdyby było inaczej, już by nie żyła.
- Czyli to prawda? Ma moc Merlina. 
Na to wygląda. – westchnął Dumbledore – Gdy do mnie przyszła nie wyglądała zbyt dobrze. Najwidoczniej to obciążyło ją bardziej niż nam się wydawało. Może nawet ona sama nie była tego świadoma. Cóż… Zbadam ten przedmiot. Mam wrażenie, że nie znalazł się tam przypadkiem. Masz jakieś podejrzenie? Kto mógłby go tam umieścić? 
Nikt nie przychodzi mi do głowy…

Po wyjściu z gabinetu Dumbledore’a, Hermiona posmutniała. Ostatnio była dla Alexis niemiła, a  ta ryzykowała życie, by ją uratować. Skarciła się w duchu. Jest jej dłużniczką. Skierowała się w stronę Wielkiej Sali. Wchodząc mijały ją zaciekawione spojrzenia innych uczniów. 
- Hermiona! Jak dobrze, że nic Ci nie jest! – krzyknęła Ginny rzucając się na przyjaciółkę… - Wczoraj wyglądałaś okropnie… - dodała. Hermiona uśmiechnęła się blado i usiadła obok Harrego. 
- Jak dobrze, że nic Ci nie jest. Martwiliśmy się… - rzekł czarnowłosy, patrząc na Hermionę z troską. Ron rzucił coś w stylu Fajnie, że wróciłaś i zajął się konsumowaniem swojej owsianki. 
- Nie widzieliście Alexis? Musze jej podziękować. 
- Nie. Nie widzieliśmy jej ani na wczorajszej kolacji, ani dzisiaj w pokoju wspólnym. – odparł Harry – Mówiłem Ci, że jej moce to nie bujda. 
- Taaak… Dumbledore powiedział, że wzięła klątwę na siebie, rozumiesz? Uratowała mi życie. A ja byłam dla niej niemiła. Jest mi wstyd. 
- Daj spokój Hermiono… Nie mogłaś tego przewidzieć – rzekł Harry i klepnął ją przyjacielsko po ramieniu. Resztę posiłku skonsumowali w ciszy. Okazało się, że cały zamek żył wczorajszymi wydarzeniami. Wszyscy szeptali, o cudownym ocaleniu Granger i potężnej mocy Alexis. Po śniadaniu Hermiona postanowiła, że poszuka swojej wybawicielki. Zgarnęła ze stołu trochę jedzenia, bo skoro dziewczyna nie była na kolacji, to na pewno jest głodna. Nie znalazła jej w pokoju wspólnym, ale jako prefekt miała do wglądu spis mieszkańców wieży Gryfonów z odpowiednim przyporządkowaniem do numeru dormitorium. Ustaliła, że Alexis zamieszkuje w pokoju na samym szczycie wieży. W dodatku, jak widniało na spisie, była tam zupełnie sama. 
Niepewnie skierowała kroki do dormitorium numer 214 i zapukała. Weszła, gdy usłyszała ciche proszę. Czarnowłosa siedziała na fotelu obok okna. Miała okropne cienie pod oczami, a jej tęczówki koloru błękitu dziwnie zmętniały, jakby zaszły mgłą . Mimo to uśmiechnęła się blado, gdy zobaczyła w drzwiach Hermionę.  
- Otworzyłabym drzwi, ale nie mam na to siły – powiedziała zachrypniętym głosem. Brązowowłosa była przerażona jej stanem. Wyglądała jak widmo. 
- Alexis… Ja… Nie wiem co mam Ci powiedzieć. Dziękuję? To zbyt banalne… Uratowałaś mi życie – powiedziała Hermiona przez łzy – Nie wiem jak mam Ci się odwdzięczyć. 
- Wystarczy, że żyjesz… 
- Dlaczego wzięłaś to na siebie? Przecież prawie się nie znamy, ostatnio byłam dla Ciebie niemiła – Hermiona spuściła głowę. Było jej wstyd. 
- Byłam tam… Nie mogłam bezczynnie stać i patrzeć jak ktoś umiera. Każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo. 
- Ale teraz przeze mnie cierpisz… Wyglądasz strasznie. 
- Miałaś w sobie okropnie ciężką klątwę. – powiedziała i uśmiechnęła się łobuzersko. 
- Jest mi strasznie przykro… Nie byłaś wczoraj na kolacji prawda? Przyniosłam Ci trochę jedzenia. – powiedziała, wyjmując z torby parę smakołyków i butelkę soku dyniowego. 
- Dziękuję… 
- Musisz jeść, żeby odzyskać siły. – dodała. – Będę się zbierać. Gdybyś czegoś potrzebowała, to wiesz gdzie mnie znaleźć. 
Czarnowłosa skinęła głową. Hermiona miała już wychodzić, gdy usłyszała niepewny głos za swoimi plecami. 
- Czy mogę mieć dla Ciebie małą prośbę? – zapytała. 
- Tak, jasne. O co chodzi? 
- Poszłabyś jutro ze mną na spacer? Muszę zażyć trochę świeżego powietrza, żeby w końcu pozbyć się tego cholerstwa. Hermiona uśmiechnęła się. 
- Oczywiście, nie ma sprawy. 
- Dziewiętnasta? Przed wielką salą? 

- Idealnie.

piątek, 30 października 2015

Profesor Slughorn


Profesor Slughorn 

Klasę mistrza eliksirów wypełniał szmer podekscytowanych głosów. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali przyjścia nowego nauczyciela. Gdy ten wszedł do klasy, nastała cisza. Profesor miał na sobie staroświecką, zieloną szatę czarodziejską i buty w kolorze zgniłej zieleni. Jego oczy były nadzwyczaj żywe, nie pasowały do ciała dotkniętego starością. Widać, że był to człowiek młody duchem. 
- Witam was kochani uczniowie! Nazywam się Horacy Slughorn i będę w tym roku uczył was eliksirów, gdyż jak wszystkim wiadomo, profesor Snape będzie was nauczał obrony przed czarną magią. Dziś zajmiemy się przygotowaniem eliksiru Natychmiastowej Śmierci. Kto mi powie co to za mikstura? 
Ręka Hermiony wystrzeliła w górę, ale ktoś ją ubiegł. 
- Eliksir Natychmiastowej Śmierci został stworzony w starożytności przez Talimacha z Aten, jego przeznaczeniem było mordowanie skazanych na śmierć jak najszybciej. Mówi się, że Talimach podał eliksir mugolskiemu uczonemu Sokratesowi. W późniejszych wiekach został ulepszony. Zawiera najbezpieczniejsze substancje trujące znane w świecie czarodziejów. Siła eliksiru jest porównywalna do szkodliwości jadu bazyliszka. 
- Znakomicie – przyklasnął Slughorn – panno…? 
- Alexis Bourbon. 
- Panno Bourbon, pięć punktów dla Gryfindoru. – rzekł Shlugorn. – ale dosyć gadania! Na stronie dwunastej znajdziecie całą recepturę. Do końca zajęć oczekuję, że każdy przyniesie mi próbkę swojego eliksiru. 
Hermiona z zaciekłością wertowała strony podręcznika. Po raz pierwszy, ktoś ubiegł ją w odpowiedzi na pytanie zadane przez nauczyciela. Jej duma została urażona. Stojący obok Ron, widząc minę Hermiony zaśmiał się. 
- Hermiono, masz konkurencję. – szepnął i popatrzył znacząco na Harrego, który stał obok. 
Obaj chłopcy puścili do siebie znaczące spojrzenia. 
- Zajmij się eliksirem. – burknęła Hermiona i do końca zajęć nie odezwała się ani słowem. Dziesięć minut przed przerwą profesor Slughorn zebrał od nich próbki eliksirów i dokładnie je zbadał. 
- Pan Wesley… Hmm… Wolałbym nie komentować jego zapachu i konsystencji. Za dużo żabiego skrzeku i wyciągu z topnika. Z uwagi, że to pierwsze zajęcia dam panu mierny. Mam nadzieję że będzie lepiej. 
- Tak jest panie profesorze. – mruknął Ron. 
- Tutaj mamy przykład prawie dobrego wykonania eliksiru… To fiolka panny Granger, jak mniemam. Dodała pani zbyt dużo jadu syberyjskiego, w efekcie, ofiara umierałaby przez parę godzin. Mimo wszystko jest to jeden z lepszych eliksirów. Więc na zachętę daję pani powyżej oczekiwań! 
Hermiona uśmiechnęła się blado. 
- Niebywałe, co my tutaj mamy… Ewidentnie perfekcyjne wykonanie, idealna konsystencja i kolor. Panna Bourbon ma rękę do eliksirów! Zdecydowanie wybitny! I dziesięć punktów dla Gryfindoru. – rzekł uradowany profesor. 
 Hermiona wyszła z klasy jak najszybciej. Czuła na sobie to dziwne, świdrujące spojrzenie Alexis. Wpadła do pokoju wspólnego i opadła na fotel. Była zmęczona. Chciała, żeby ten dzień skończył się jak najszybciej. Po chwili, obok zjawili się Ron i Harry. 
- Alexis dała dziś Hermionie po nosie – roześmiał się Ron. 
- Chyba jednak Dumbledore miał racje. Ona jest nieprzeciętna… - zawtórował mu Harry – Hermiono, pogadałaś z nią? 
- Nie Harry. Nie miałam kiedy. Zrobię to jutro. A Ty Ronald przestań. To, że ktoś coś umie to nie znaczy, że dał mi po nosie. 
- Oj widziałem Twoją minę. Miałaś ochotę napoić ją tym swoim eliksirem. 
- Ron, daj spokój. – rzekł Harry. 
Hermiona do końca dnia nie zamieniła z Ronem ani słowa. Udawała, że czyta książkę, podczas gdy myślała o tym co działo się na dzisiejszej lekcji eliksirów. Gdy nastał późny wieczór i większość Gryfonów udała się do swoich pokoi. Hermiona dalej siedziała przed kominkiem, wpatrując się w ogień. Kątem oka dostrzegła Alexis, która zeszła z dormitorium i usiadła na parapecie, kompletnie ignorując brązowowłosą. Z uwagą wpatrywała się w gwiazdy, jak gdyby czytała z nieba jak otwartej księgi. Może je rozumiała? Może wyczytywała przyszłość z gwiazd. Uśmiechnęła się pod nosem. 
- Vons me Manquez – powiedziała cicho, ale tak, że Hermiona to usłyszała. W tej chwili żałowała, że nie rozumie francuskiego… 

Hogwarckie błonia skąpane były w brzasku zachodzącego słońca. O tej porze roku wszystko było dojrzałe, pełne różnorakich barw i zapachów. Mijał pierwszy tydzień nauki w szkole Magii i Czarodziejstwa. Uczniowie szóstego roku zawaleni byli masą prac domowych, mimo to znaleźli czas na beztroskie wylegiwanie się nad jeziorem. Hermiona musiała w końcu dotrzymać słowa danego przyjacielowi, który codziennie, głośno się tego dopominał. Nie uśmiechało jej się rozmawiać z Alexis jeszcze raz, w dodatku o coś ją prosić. Wiedziała, że uwielbia przesiadywać na błoniach, pod ogromnym, wiekowym dębem. Tego popołudnia również ją pod nim znalazła. Siedziała wyciągnięta, delektując się promieniami słońca na swojej twarzy. 
Raz kozie śmierć. 
Hermiona podeszła do dziewczyny pewnym krokiem. 
- Cześć Alexis. Mogę się przysiąść? – zapytała niepewnie Hermiona. 
- Hej…. Oczywiście, że tak. – powiedziała robiąc jej miejsce. 
- Więc… Jak podoba Ci się w Hogwarcie?
- Cóż… Niczego ciekawego się jak na razie nie nauczyłam. Aczkolwiek szkoła jest ciekawa. Choć osobiście wolę przebywać tutaj… Jesienią to miejsce ma urok. 
- To prawda… 
- Hermiono, przecież wiem, że nie przyszłaś tutaj na pogaduszki. Rozmawiałam wczoraj z dyrektorem. Usilnie przekonywał mnie, abym wyjawiła mu swoją moc i pomogła Twojemu przyjacielowi. Jesteś jego kolejną zagrywką? – zapytała ją, wpatrując się uważnie w jej brązowe tęczówki. Nie patrz tak na mnie. Hermina spuściła głowę. 
- Nie, nie jestem. To Harry prosił mnie o to… 
Alexis nie odpowiedziała. Z uwagą przyglądała się w horyzont. Na jej twarzy malował się smutek. 
- Naprawdę współczuję Harremu jego losu. Ale to jego przeznaczenie… Nie mogę mu pomóc. Nie wolno zaburzać porządku wszechświata. – odrzekła, a jej wzrok spoczął na brązowowłosej – Jesteś jego przyjaciółką, to jasne, że chcesz mu pomóc. Ale ja nie jestem osobą, której szukacie.
- Gdybyś chciała, mogłabyś - rzekła ze zdenerwowaniem Hermiona. Alexis westchnęła. 
- Widzę, że i tak Cię nie przekonam. 
Hermiona wstała. 
- Według mnie, jesteś samolubna. Co z tego, że codziennie giną ludzie?! Masz w nosie ich poświęcenie i ofiarę. 
- To nie jest moja wojna. Już Ci mówiłam. 
- Jesteś w Hogwarcie. Teraz, to dotyczy także Ciebie. I całego świata czarodziejów. 
- Jesteśmy tylko małym pyłem we wszechświecie… Maleńkim. To co dzieje się na naszej planecie, dla wyższych mocy nie ma znaczenia – odparła wymijająco. 
- Dlaczego nie mówisz niczego wprost? – zdenerwowała się Hermiona. 
- Tak jest łatwiej. 
- Chyba dla Ciebie. 

Dziewczyna odwróciła się na pięcie i jak najszybciej skierowała się w stronę zamku. Tego samego dnia, opowiedziała wszystko Harremu. Jego entuzjazm wyraźnie przygasł. 

niedziela, 18 października 2015

MUGOLSKI RÓD

Mugolski ród 

Wielka sala jak zwykle promieniała blaskiem gwieździstego nieba. Uczniowie starszych roczników kłębili się przy stołach domów, by zająć jak najlepsze miejsca. Gdy wszyscy znajdowali się już wewnątrz, a pierwszoroczni wkroczyli do środka, głos zabrał dyrektor szkoły. 
- Witam wszystkich uczniów, w kolejnym roku naszej nauki. Chciałbym Wam przedstawić nowego Mistrza Eliksirów, profesora Slughorna. – mały, krępy nauczyciel w zielonkawym garniturze ukłonił się i zajął swoje miejsce. – W tym roku obrony przed czarną magią będzie nauczał profesor Snape. – po Sali dało się usłyszeć jęki i szmery niezadowolenia. Za to stół zajmowany przez Ślizgonów był wielce uradowany tą decyzją. – A teraz zapraszam wszystkich na ceremonię przydziału i oczywiście tradycyjną ucztę! 
Profesor McGonagall wprowadziła pierwszorocznych do Sali. Niemałe zaskoczenie wszystkich uczniów wywołała dziewczyna, która odstawała od wszystkich nowych wzrostem i wyglądem. 
Ron popatrzył znacząco na Harrego i Hermionę. 
- Ona chyba nie załapie się do pierwszego rocznika. – szepnął. Hermiona nie odpowiedziała. 
Tiara przydziału wyśpiewała swoją coroczną piosenkę, tym razem ostrzegając wszystkich przed podziałami i niezgodą. Później jak co roku, każdy pierwszoroczny zakładał Tiarę Przydziału, która przydzielała go do odpowiedniego domu. 
- Alexis Maxim Myrddin Bourbon! – wyczytała profesor McGonagall. 
Ciemnowłosa dziewczyna o błękitnych tęczówkach zasiadła niedbale na taborecie, który zdecydowanie był na nią za mały. 
- Tak… Oczywiście… Kogo my tu mamy... Niech będzie… GRYFFINDOR! – krzyknęła tiara, a stół Gryfonów zaczął klaskać. Alexis zajęła miejsce obok Ginny Weasley. Nie odzywała się do nikogo, a z jej oczu dalej bił chłód. Hermiona zerkała na nią co chwilę. Dopiero teraz zdołała się przyjrzeć tajemniczej dziewczynie. Miała ciemne jak heban włosy i surowe rysy twarzy z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Oczy miała w kształcie migdałów, otoczone gęstymi rzęsami. Pełne usta i zgrabny nos dopełniały cały obraz. Szkolny mundurek leżał na nią jak ulał. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Mimo, że była ładną dziewczyną, dostrzegła w jej zachowaniu coś „męskiego”. Może to ten pewny siebie styl bycia? 
Hermiona otrząsnęła się ze swoich rozmyśleń, gdy usłyszała głos Rona
- Dlaczego się tak na nią gapisz? – zapytał z głupkowatym wyrazem twarzy
- Ronald, na nikogo się nie gapię. Zajmij się swoim kurczakiem, bo odfrunie Ci z talerza. – oburzyła się Hermiona i przez całą ucztę nie zerknęła w stronę Alexis już ani razu. 

Pierwszy dzień szkoły przyniósł ze sobą mnóstwo zajęć i obowiązków. Mimo to, Hermiona znalazła czas na pójście do biblioteki. Postanowiła prześledzić drzewo genealogiczne Merlina, żeby sprawdzić czy Alexis nie kłamała. W książce Najwybitniejsi magowie wszechczasów znalazła wzmiankę dotyczącą francuskiej linii, aczkolwiek kończyła się ona w XV wieku. Po godzinie wertowania, znalazła w końcu zmiankę o rodzinie Alexis w Obszernej historii magii. 

Obecnie, dziedzicami Merlina w linii prostej jest 
Jacob Maxim Myrddin Bourbon i jego córka 
Alexis Maxim Myrddin Bourbon. Ród Bourbonów 
jest wielce zasłużony dla świata mugoli. Członkowie 
tego rodu, byli w przeszłości najpierw hrabiami Orleanu
a później władcami całej Francji. Był to jedyny przypadek 
w historii, gdzie mugolami rządził tak znakomity 
ród czarodziejów. Do dziś dnia, spadkobiercy Merlina 
dzierżą w swych rękach ważne stanowiska w świecie 
mugoli. Mówi się też, o ponadprzeciętnej mocy tego rodu. 
Jest to jednak informacja, która wymaga uzupełnienia. 

Przez kolejną godzinę szukała informacji na temat legendy, którą opowiedziała jej szatynka. Niestety nic nie znalazła. Uznała, że albo to bardzo dobrze strzeżona tajemnica, albo po prostu dobra bajeczka. Po kilku godzinach spędzonych w bibliotece, Hermiona postanowiła wrócić do swojego dormitorium. Postanowiła sobie, że da temu wszystkiemu spokój. Jeśli Dumbledore miał jakiś interes w sprowadzeniu jej tutaj, to w jego kompetencji leży to, by zweryfikować jej prawdomówność. To była jej ostatnia myśl przed zaśnięciem. Orfeusz otulił ją swoimi ramionami w mgnieniu oka. 

- Hermiono! – usłyszała wołanie zza pleców. – Hermiono, zaczekaj! 
Odwróciła się. Za jej plecami biegł nie kto inny jak zdyszany Harry Potter. 
- Co się stało? – zapytała spokojnie. 
- Muszę z Tobą porozmawiać… Natychmiast. – wydyszał. 
- Dobrze… Chodźmy tu. – wpuściła Pottera do pustej klasy i zamknęła za nimi drzwi. – Więc? Co jest Harry? 
- Byłem u Dumbledore’a. Ty rozmawiałaś z tą Alexis, tak? 
- No tak. Sam mi kazał. – odparła Hermiona ściągając brwi. 
- Bo widzisz, ona ma wielką moc… Dumbledore podejrzewa, że potrafi przejrzeć ludzkie myśli i przewidzieć przyszłość. Powiedział, że musimy ją mieć po swojej stronie… 
Hermiona otworzyła usta. Pamięta, że w trakcie ich rozmowy w jednej chwili Alexis powtórzyła jej myśli. – Hermiono, ona umie czarować bez różdżki. 
- C-CO?! Harry, czyś Ty zwariował?! Przecież nawet Sam-Wiesz-Kto tego nie potrafi. 
- Może dlatego jest taka wyjątkowa. Musimy zdobyć informację. Ona nie chciała się przyznać Dumbledore'owi co tak naprawdę umie i jakie moce odziedziczyła. 
- Opowiadała mi legendę o 7 magicznych stworzeniach…
- Więc to jednak prawda… Dumbledore mi ją opowiedział. – szepnął Harry. – Nie mogę uwierzyć. Jeśli tak, nasze problemy byłyby rozwiązane… Jeśli faktycznie umie przewidzieć przyszłość… Hermiono trzeba to z niej wyciągnąć. Może dzięki niej to wszystko by ustało… Bylibyśmy dwa kroki przed śmierciożercami. – krzyknął Harry, a w jego głosie można było wyczuć nutkę podniecenia. 
- Nie prosisz mnie o zbyt wiele? Harry, to nie może być takie proste… Przecież są jakieś powody, dla których nie jest nam dane poznać przyszłości. 
- Hermiono proszę…. 

- No dobrze, spróbuję. 

sobota, 10 października 2015

Alexis


    Pociąg ruszył. Już po raz szósty, trójka przyjaciół wyruszała do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Tym razem jednak, na próżno było szukać w ich głosach entuzjazmu związanego z powrotem do szkoły. Wydarzenia z poprzedniego roku zapadły wszystkim głęboko w pamięć. Wielki Inkwizytor, Gwardia Dambledore’a, a później samotna eskapada do Departamentu Tajemnic, sprawiły, że każdy odczuwał jeszcze skutki tego wydarzenia. Harry, który poniósł najboleśniejszą stratę prawie się nie odzywał. Jego ukochany ojciec chrzestny zginął zaledwie przed kilkoma miesiącami, a on – chłopiec, który przeżył, dalej obwiniał się o jego śmierć… Siedział z wzrokiem utkwionym za horyzontem zielonych, szkockich pól. Ron natomiast, beztrosko rozłożył się na dwóch siedzeniach i spał w najlepsze. Hermiona widząc stan w jakim znajduje się jej najlepszy przyjaciel, położyła dłoń na jego ramieniu i delikatnie nim potrząsnęła. 
- Harry… Proszę Cię, nie rozpamiętuj tego co było. Nie przywrócisz życia Syriuszowi. 
- Łatwo Ci mówić. To nie Tobie umarł jedyny krewny. 
- Ja i Ron też przeżywamy jego śmierć. Ale pomścimy go.
Harry skinął głową. Wiedziała że nie jest teraz w nastroju do rozmów. 
- Widziałam, że Ginny, Dean, Luna i Neville siedzą niedaleko. Może do nich pójdziecie? Ja muszę już iść do wagonu prefektów – powiedziała i wyszła. Wiedziała, że Harry bardzo przeżywa swoją tragedię i zamyka się w sobie. Postanowiła, że da mu spokój. Przynajmniej na razie. 
Przebrała się w szatę szkolną i zmierzała w kierunku przedziału prefektów, gdy nagle,ktoś z impetem na nią wpadł. Myślała, że to niesforna banda pierwszorocznych, urządza sobie zabawę w ściganego. Myliła się. Stała przed nią postać, o kilka cali od niej wyższa, z czupryną długich prostych włosów i przejrzystymi, błękitnymi oczami. Nigdy wcześniej nie widziała takich oczu. Były świdrujące, przeszywały człowieka na wylot… 
- Halo… Nic Ci nie jest? – zapytała postać, z niepokojem wpatrując się w twarz Hermiony. Miała dziwny, obcy akcent. 
- Nie, nic… 
- Przepraszam, niezdara ze mnie. Nie zauważyłam, że ktoś przechodzi. 
- Ja też powinnam… Znaczy… Powinnam uważać – wydukała Hermiona. Miała ochotę uciec. 
- Jesteś prefektem? – zapytała brunetka, dalej utrzymując hipnotyzujący kontakt wzrokowy. 
- Tak. Od tego roku… Tak się zastanawiam… Chyba Cię tu wcześniej nie widziałam. 
Dziewczyna roześmiała się serdecznie. 
- Nie mogłaś mnie tu widzieć. To będzie mój pierwszy rok w Hogwardzie. Hm… Pogawędziłabym z Tobą chętnie, ale szukam niejakiej Hermiony Granger. 
Hermiona zmarszczyła brwi. 
- Ja jestem Hermiona Granger… A w jakim celu mnie szukasz? 
- Możemy przejść do przedziału? 
- Jasne. 
Weszły do opustoszałego wagonu. Dziewczyna siedziała w nim całkiem sama. Na fotelu obok spoczywał kufer podróżny z wygrawerowanym herbem i inicjałami „A.M.M.B.”
Hermiona usiadła naprzeciwko dziewczyny. 
- Więc o co chodzi? 
- Dostałam to od profesora Dumbledore’a. – powiedziała, wręczając Hermionie kopertę. Dziewczyna otworzyła kopertę, od razu rozpoznając pismo Albusa. 

Droga Hermiono! 
Zapewne jesteś zaskoczona, tą sytuacją, 
ale mam do Ciebie subtelną prośbę. Alexis jest 
nowa w Hogwarcie i potrzebuje kogoś kto ją wprowadzi,  
opowie trochę o historii naszej szkoły, domach i 
panujących tu zasadach. To naprawdę ważne. Alexis jest 
wybitną czarodziejką i przekonywałem ją całe wakacje aby 
przeniosła się do naszej szkoły. Ale przy odrobinie szczęścia, 
może trochę Ci o sobie opowie. Prosiłbym Cię tylko, żebyś 
nie opowiadała za dużo o Czarnym Panie i tym co łączy go z 
Harrym. Tym zajmę się osobiście. 

                                                     Z poważaniem 
                                          Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore


Hermiona przeczytała notatkę i schowała ją do kieszeni. Alexis przyglądała się jej badawczo. Jeśli wg Dumbledore’a jest ona „wybitną czarodziejką” to dlaczego nie zagłębi Historii Hogwartu sama. Brązowowłosa poczuła ukłucie zazdrości. 
- A więc dyrektor poprosił mnie, abym przybliżyła Ci kilka faktów dotyczących szkoły i jej zwyczajów. 
Alexis znowu się zaśmiała. 
- Czy on naprawdę myślał, że nie dowiem się paru rzeczy przed podjęciem tu nauki? Ten człowiek mnie nie docenia… - powiedziała z uśmiechem, rozkładając się wygodnie na fotelu. 
- Napisał, że chciał abyś uczyła się w Hogwarcie,  więc chyba jednak Cię docenia. 
- Tak… Zdecydowanie nie jest mi potrzebna ta szkoła. To ona potrzebuje mnie. - Hermiona wyczuła w jej głosie jakąś nutkę nonszalancji i wielką pewność siebie. – Dumbledore szuka czarodziejów, którzy staną murem za Harrym Potterem. Z tego co wiem to jest ich tu całkiem sporo. Ale przyjdą czasy, w których większość się od niego odwróci, zostaną tylko wierni przyjaciele. I nic już nie będzie takie samo. I Dumbledore to wie… W tym roku Hogwart już nie będzie taki jak zawsze. Ale będzie ostatnim bastionem walki z Voldemortem. On z każdym dniem rośnie w siłę, kontroluje Wasze ministerstwo i śmieje się Wam w twarz. Taaaak… Wszystko się zmieni. 
Hermiona otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Była zirytowana tonem Alexis, która mówiła tak, jak gdyby dokładnie wiedziała co się wydarzy, a bawiło ją to, że cały świat czarodziejów, łącznie z Dumbledore’m nie ma o tym pojęcia. 
- Dumbledore wie co robi… - odgryzła się Hermiona. – A my mu ufamy. 
- A powiedział wam, że ma jakiś plan zniszczenia Czarnego Pana? Swoją drogą, nie wiem dlaczego boicie się wymawiać jego prawdziwego imienia. Groza jaką budzi jest niewyobrażalna. Zatracacie się w niej. 
- On jest Szatanem naszych czasów… Demonem którego ludzie się boją… 
- On? Demonem? On jest człowiekiem, którego można zabić jak zwykłego śmiertelnika. Mój praprzodek, protoplasta mojego rodu był synem demona zrodzonego z śmiertelniczki. I jego też dało się zabić. – Hermiona była w szoku. Zaraz, zaraz… 
- Jesteś dziedziczką Merlina? – zapytała, nie mogąc wyjść z podziwu. 
- Tak, w prostej linii. 
- Niebywałe! Odziedziczyłaś jakieś specjalne moce? 
- Według legendy, Merlin zaklął siedem magicznych zwierząt i odebrał im ich moce. Były to centaur, jednorożec, wąż, sfinks, feniks, smok i testral. Każde zwierzę, w zamian za wolność oddało Merlinowi dar, który wynikał z jego mocy. Od tej chwili potomkowie Merlina mieli je dziedziczyć i stać się najpotężniejszymi czarodziejami na świecie. Jednak zwierzęta zrobiły staremu czarodziejowi psikus. W chwili oddawania mocy, zastrzegły, że przejdą na potomków Merlina w co czwartym pokoleniu. Tak więc od tej chwili, co czwarte pokolenie miał rodzić się niezwyciężony czarownik lub czarownica, której umiejętnościami miał nie dorównać nikt z żyjących ani umarłych. 
- Nigdy nie słyszałam o czymś takim. 
- To tylko legenda – powiedziała z powagą Alexis. Uśmiech już nie powrócił na jej twarz. Hermiona miała wrażenie, że powiedziała za dużo. Po powrocie do zamku, postanowiła sprawdzić wiarygodność dziewczyny. 
- Mimo to Dumbledore napisał mi w liście, że jesteś wybitną czarodziejką. 
- Tak napisał? No cóż… Widocznie miał swoje powody. Widzisz Hermiono, mnie mało interesuje Voldemort i jego działania. U nas, we Francji zbyt wiele się na ten temat nie mówi. To wasza wojna.
- A więc pochodzisz z Francji? 
- Tak… Urodziłam się w Paryżu, mieście mugoli. 
-  Sama pochodzę z rodziny mugoli – rzekła Hermiona i uśmiechnęła się blado. 
- To żaden wstyd. Moi przodkowie, pomimo, że byli czarodziejami, bardziej łączyli się ze światem mugoli. I nie widzę w tym nic złego. – odparła Alexis. Jej oczy dalej świdrowały Hermionę, mierząc ją od góry do dołu. – Tak się zastanawiam… Dlaczego przysłał tutaj akurat Ciebie. Musisz się czymś wyróżniać, prawda? 
- Myślę, że jestem dość dobrą uczennicą. – powiedziała Hermiona, nieznacznie się rumieniąc. 
- Dobrą? Chyba jesteś zbyt skromna. 
Hermiona znów się zaczerwieniła. Dlaczego tak reaguje na słowa tej dziewczyny… Obserwowała jak jej kształtne usta unoszą się do góry w lekkim uśmiechu.
 Z niezręcznej sytuacji wybawił ją dźwięk rozsuwanych drzwi. Pojawił się w nich nie kto inny jak Ginny Weasley, drugi nowo mianowany prefekt Gryfonów. 
- Yyyy cześć Hermiono, szukam Cię po całym pociągu. Możesz przejść do wagonu prefektów? Zaraz będziemy na miejscu. 
- Jasne już idę. – zerwała się z miejsca z szybkością błyskawicy – Do zobaczenia. – rzuciła do Alexis. 
- Do zobaczenia Hermiono. 
Długo nie mogła do siebie dojść po rozmowie z tą dziwną, intrygującą dziewczyną. Była wyniosła i zarozumiała jakby pozjadała wszystkie rozumy. Do tego te jej niesamowite, świdrujące spojrzenie... 
 Postanowiła, że nie będzie o tym myśleć. Miała zbyt dużo pilniejszych spraw na głowie. Po wyjściu z pociągu, usłyszała donośny głos Hagrida. 
-Pirszoroczni do mnie! No dalej! Ruszajcie się! 
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem 

- Witaj w domu. – szepnęła sama do siebie.