piątek, 30 października 2015

Profesor Slughorn


Profesor Slughorn 

Klasę mistrza eliksirów wypełniał szmer podekscytowanych głosów. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali przyjścia nowego nauczyciela. Gdy ten wszedł do klasy, nastała cisza. Profesor miał na sobie staroświecką, zieloną szatę czarodziejską i buty w kolorze zgniłej zieleni. Jego oczy były nadzwyczaj żywe, nie pasowały do ciała dotkniętego starością. Widać, że był to człowiek młody duchem. 
- Witam was kochani uczniowie! Nazywam się Horacy Slughorn i będę w tym roku uczył was eliksirów, gdyż jak wszystkim wiadomo, profesor Snape będzie was nauczał obrony przed czarną magią. Dziś zajmiemy się przygotowaniem eliksiru Natychmiastowej Śmierci. Kto mi powie co to za mikstura? 
Ręka Hermiony wystrzeliła w górę, ale ktoś ją ubiegł. 
- Eliksir Natychmiastowej Śmierci został stworzony w starożytności przez Talimacha z Aten, jego przeznaczeniem było mordowanie skazanych na śmierć jak najszybciej. Mówi się, że Talimach podał eliksir mugolskiemu uczonemu Sokratesowi. W późniejszych wiekach został ulepszony. Zawiera najbezpieczniejsze substancje trujące znane w świecie czarodziejów. Siła eliksiru jest porównywalna do szkodliwości jadu bazyliszka. 
- Znakomicie – przyklasnął Slughorn – panno…? 
- Alexis Bourbon. 
- Panno Bourbon, pięć punktów dla Gryfindoru. – rzekł Shlugorn. – ale dosyć gadania! Na stronie dwunastej znajdziecie całą recepturę. Do końca zajęć oczekuję, że każdy przyniesie mi próbkę swojego eliksiru. 
Hermiona z zaciekłością wertowała strony podręcznika. Po raz pierwszy, ktoś ubiegł ją w odpowiedzi na pytanie zadane przez nauczyciela. Jej duma została urażona. Stojący obok Ron, widząc minę Hermiony zaśmiał się. 
- Hermiono, masz konkurencję. – szepnął i popatrzył znacząco na Harrego, który stał obok. 
Obaj chłopcy puścili do siebie znaczące spojrzenia. 
- Zajmij się eliksirem. – burknęła Hermiona i do końca zajęć nie odezwała się ani słowem. Dziesięć minut przed przerwą profesor Slughorn zebrał od nich próbki eliksirów i dokładnie je zbadał. 
- Pan Wesley… Hmm… Wolałbym nie komentować jego zapachu i konsystencji. Za dużo żabiego skrzeku i wyciągu z topnika. Z uwagi, że to pierwsze zajęcia dam panu mierny. Mam nadzieję że będzie lepiej. 
- Tak jest panie profesorze. – mruknął Ron. 
- Tutaj mamy przykład prawie dobrego wykonania eliksiru… To fiolka panny Granger, jak mniemam. Dodała pani zbyt dużo jadu syberyjskiego, w efekcie, ofiara umierałaby przez parę godzin. Mimo wszystko jest to jeden z lepszych eliksirów. Więc na zachętę daję pani powyżej oczekiwań! 
Hermiona uśmiechnęła się blado. 
- Niebywałe, co my tutaj mamy… Ewidentnie perfekcyjne wykonanie, idealna konsystencja i kolor. Panna Bourbon ma rękę do eliksirów! Zdecydowanie wybitny! I dziesięć punktów dla Gryfindoru. – rzekł uradowany profesor. 
 Hermiona wyszła z klasy jak najszybciej. Czuła na sobie to dziwne, świdrujące spojrzenie Alexis. Wpadła do pokoju wspólnego i opadła na fotel. Była zmęczona. Chciała, żeby ten dzień skończył się jak najszybciej. Po chwili, obok zjawili się Ron i Harry. 
- Alexis dała dziś Hermionie po nosie – roześmiał się Ron. 
- Chyba jednak Dumbledore miał racje. Ona jest nieprzeciętna… - zawtórował mu Harry – Hermiono, pogadałaś z nią? 
- Nie Harry. Nie miałam kiedy. Zrobię to jutro. A Ty Ronald przestań. To, że ktoś coś umie to nie znaczy, że dał mi po nosie. 
- Oj widziałem Twoją minę. Miałaś ochotę napoić ją tym swoim eliksirem. 
- Ron, daj spokój. – rzekł Harry. 
Hermiona do końca dnia nie zamieniła z Ronem ani słowa. Udawała, że czyta książkę, podczas gdy myślała o tym co działo się na dzisiejszej lekcji eliksirów. Gdy nastał późny wieczór i większość Gryfonów udała się do swoich pokoi. Hermiona dalej siedziała przed kominkiem, wpatrując się w ogień. Kątem oka dostrzegła Alexis, która zeszła z dormitorium i usiadła na parapecie, kompletnie ignorując brązowowłosą. Z uwagą wpatrywała się w gwiazdy, jak gdyby czytała z nieba jak otwartej księgi. Może je rozumiała? Może wyczytywała przyszłość z gwiazd. Uśmiechnęła się pod nosem. 
- Vons me Manquez – powiedziała cicho, ale tak, że Hermiona to usłyszała. W tej chwili żałowała, że nie rozumie francuskiego… 

Hogwarckie błonia skąpane były w brzasku zachodzącego słońca. O tej porze roku wszystko było dojrzałe, pełne różnorakich barw i zapachów. Mijał pierwszy tydzień nauki w szkole Magii i Czarodziejstwa. Uczniowie szóstego roku zawaleni byli masą prac domowych, mimo to znaleźli czas na beztroskie wylegiwanie się nad jeziorem. Hermiona musiała w końcu dotrzymać słowa danego przyjacielowi, który codziennie, głośno się tego dopominał. Nie uśmiechało jej się rozmawiać z Alexis jeszcze raz, w dodatku o coś ją prosić. Wiedziała, że uwielbia przesiadywać na błoniach, pod ogromnym, wiekowym dębem. Tego popołudnia również ją pod nim znalazła. Siedziała wyciągnięta, delektując się promieniami słońca na swojej twarzy. 
Raz kozie śmierć. 
Hermiona podeszła do dziewczyny pewnym krokiem. 
- Cześć Alexis. Mogę się przysiąść? – zapytała niepewnie Hermiona. 
- Hej…. Oczywiście, że tak. – powiedziała robiąc jej miejsce. 
- Więc… Jak podoba Ci się w Hogwarcie?
- Cóż… Niczego ciekawego się jak na razie nie nauczyłam. Aczkolwiek szkoła jest ciekawa. Choć osobiście wolę przebywać tutaj… Jesienią to miejsce ma urok. 
- To prawda… 
- Hermiono, przecież wiem, że nie przyszłaś tutaj na pogaduszki. Rozmawiałam wczoraj z dyrektorem. Usilnie przekonywał mnie, abym wyjawiła mu swoją moc i pomogła Twojemu przyjacielowi. Jesteś jego kolejną zagrywką? – zapytała ją, wpatrując się uważnie w jej brązowe tęczówki. Nie patrz tak na mnie. Hermina spuściła głowę. 
- Nie, nie jestem. To Harry prosił mnie o to… 
Alexis nie odpowiedziała. Z uwagą przyglądała się w horyzont. Na jej twarzy malował się smutek. 
- Naprawdę współczuję Harremu jego losu. Ale to jego przeznaczenie… Nie mogę mu pomóc. Nie wolno zaburzać porządku wszechświata. – odrzekła, a jej wzrok spoczął na brązowowłosej – Jesteś jego przyjaciółką, to jasne, że chcesz mu pomóc. Ale ja nie jestem osobą, której szukacie.
- Gdybyś chciała, mogłabyś - rzekła ze zdenerwowaniem Hermiona. Alexis westchnęła. 
- Widzę, że i tak Cię nie przekonam. 
Hermiona wstała. 
- Według mnie, jesteś samolubna. Co z tego, że codziennie giną ludzie?! Masz w nosie ich poświęcenie i ofiarę. 
- To nie jest moja wojna. Już Ci mówiłam. 
- Jesteś w Hogwarcie. Teraz, to dotyczy także Ciebie. I całego świata czarodziejów. 
- Jesteśmy tylko małym pyłem we wszechświecie… Maleńkim. To co dzieje się na naszej planecie, dla wyższych mocy nie ma znaczenia – odparła wymijająco. 
- Dlaczego nie mówisz niczego wprost? – zdenerwowała się Hermiona. 
- Tak jest łatwiej. 
- Chyba dla Ciebie. 

Dziewczyna odwróciła się na pięcie i jak najszybciej skierowała się w stronę zamku. Tego samego dnia, opowiedziała wszystko Harremu. Jego entuzjazm wyraźnie przygasł. 

1 komentarz: